Aktualności
Zapraszamy do zapoznania z naszymi publikacjami
Emocje
Kontroluj emocje…..
Kluczem do sukcesu jest poznanie siebie, mówił Sokrates. We współczesnym świecie, słowa te nabierają nowego znaczenia. Jak nigdy dotąd wiedza o człowieku, o jego fizjologii, psychologii, o otaczającym go świecie, przyrasta w zadziwiającym tempie. Chcemy więcej, lepiej…..Już nie tylko musimy przeżyć, ale żyć godnie, dostatnio, odnosić sukcesy. Tego chcemy też dla naszych dzieci.
Naukowcy z różnych dziedzin poszukują czynników, które za ten sukces byłyby odpowiedzialne. Camille Farrington wraz ze współpracownikami (2012) wskazują na kluczowa rolę umiejętności społecznych i interpersonalnych, empatii, asertywności czy odpowiedzialności. Daniel Goldman (1995) od lat głosi wagę inteligencji emocjonalnej. Rola kompetencji miękkich zaczyna być dominująca. Wiemy też, że nie uczy się ich tak samo jak matematyki czy biologii. Kluczowy jest w ich przypadku, model, wzór do naśladowania. Ale i środowisko, w którym nadaje się im istotną wartość. A wszystko zaczyna się od samoskuteczności emocjonalnej……..
Dziecko przychodzi na świat w pełni zależne od opiekunów. Również w zakresie regulacji stanów emocjonalnych. Płacz dziecka wzbudza chęć ukojenia, utulenia, opanowania jego emocji.
Z czasem, każdy mały człowiek powinien coraz lepiej rozpoznawać, nazywać i rozumieć swoje stany emocjonalne. Umieć regulować swoje pobudzenie tak, aby nie utrudniało mu funkcjonowania i było akceptowalne dla innych. Jednak jest to długi i wyczerpujący proces. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że kora przedczołowa dojrzewa do ok. 30 roku naszego życia, możemy być pewni, że w procesach regulacji emocji będą też pojawiać się momenty trudne.
Wiele zmieniło się w samym spostrzeganiu emocji. Wiemy już, że nie ma emocji złych i dobrych, jak lubiliśmy kiedyś mówić. Wiemy, że wszystkie one są ważne, coś mówią o nas, naszym stanie, naszym świecie. Co więcej, szereg badań pokazuje, że dzieci, które w kolejnych latach odnoszą sukcesy edukacyjne, zawodowe i interpersonalne, to właśnie dzieci, które miały szansę doświadczyć wszelkich stanów emocjonalnych. Doświadczać, ale i nauczyć się je regulować. Nadmierne, lub zbyt częste, zbyt długie „zaleganie” w danej emocji, jest bowiem niezwykle wyczerpujące i energochłonne. Wyraźnie pokazują to badania nad stresem u dzieci. Dzieci wychowywane w tzw. trudnych,
stresogennych warunkach, są dużo bardziej narażone na zaburzenia w rozwoju (Anda
i in., 2006). Dzieje się tak głównie dla tego, że dzieci te często nie doświadczają
odpowiedniego modelowania ze strony ważnych dorosłych (opiekunów, rodziców), czyli nie
mają okazji obserwowania pozytywnych przykładów dorosłych jak radzić sobie z trudnymi emocjami w codziennym życiu.
Na poziomie poznawczym przewlekły stres może zaburzyć rozwój funkcji wykonawczych, zdolności umysłowych wyższego rzędu, takich jak uwaga, czy zdolność do hamowania. Okazuje się, że znaczenie ma nie tylko przewlekły stres, ale również liczba trudnych doświadczeń w dzieciństwie (Adverse Childhood Experience, ACE). Badania
zespołu Andy i Felittiego (Anda i in., 2006) pokazały, że wysoki wynik na skali ACE ma
negatywny wpływ na rozwój funkcji wykonawczych oraz umiejętność skutecznego uczenia
się w szkole. A także koreluje z tak zwanym niewłaściwym zachowaniem w szkole.
Kiedy dzieci źle się zachowują w szkole, nauczyciele, ale również rodzice (opiekunowie),
często zakładają, że wzięły pod uwagę konsekwencje swoich działań i wykalkulowały, że
korzyści płynące z niewłaściwego zachowania przewyższają koszty. Tymczasem, badania
pokazują, że dzieci bywają dalekie od racjonalnej oceny sytuacji, a im więcej ACE w życiu
dziecka, tym mniej zdolności do hamowania zachowań impulsywnych – tak często
interpretowanych jako niewłaściwe. To, co często doskwiera dzieciom z wysokim ACE, to brak poczucia, że mogą mieć na coś realny wpływ. Tymczasem, w odnoszeniu sukcesu w życiu, niezwykle ważne jest poczucie sprawstwa. Również tego w zakresie własnych stanów emocjonalnych. Warto więc uczyć się i uczyć nasze dzieci jak regulować własne pobudzenie, jak radzić sobie z przeżywanymi emocjami – nie tylko ich doświadczając, ale znać sposoby, by nie trwały zbyt długo.
Dziecięce emocje mają tę charakterystykę, że są przede wszystkim bardziej intensywne. Nikt tak nie potrafi się cieszyć jak przedszkolak, ale też i tak mocno złościć……
Warto uświadomić sobie, że przeżywanie silnych stanów emocjonalnych, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych jest dla dzieci trudne, męczące i niepokojące. Czują, że tracą kontrolę.
Czasem rodziców, opiekunów przeraża doświadczanie przez dziecko trudnych emocji. Są też tacy, którzy za cel stawiają sobie aby ich dziecko nigdy nie cierpiało. Tymczasem, sytuacje trudne i trudne emocje mogą być momentem wzrostu, czy rozwoju. Dzieje się tak jedynie wtedy, kiedy doświadczymy równocześnie poczucia, że mamy wpływ na daną sytuację, że było trudno, ale poradziliśmy sobie z nią i chyba najważniejsze – doświadczyliśmy wsparcia. Dotyczy to również dzieci.
Im wcześniej zaczniemy edukację emocjonalną naszych dzieci tym lepiej i dla nich i dla nas. I warto zacząć od siebie – edukacja emocjonalna zaczyna się od wzbudzenia w sobie wrażliwości na potrzeby emocjonalne własnego dziecka oraz uświadomienia sobie, że one mogą być kompletnie inne niż moje. W edukacji emocjonalnej kluczowe zdaje się być też uświadomienie sobie, że to opiekuni, najbliższe środowisko staje się wzorem do naśladowania! Warto zacząć od podstawowych ćwiczeń takich jak choćby budowania własnego rodzinnego słownika emocji – dzieje się to poprzez rozmowy z dzieckiem o uczuciach, opisywania ich na głos, zadawania pytań, jak dziecko to czuje. Pokazanie dziecku, że można mieć dwa różne uczucia w tym samym czasie, że ludzie różnią się w sposobie reagowania na sytuacje trudne jest jedną z ważniejszych prawd o świecie.
Uczenie regulowania własnych emocji jest trudne – warto więc chwalić i dostrzegać wysiłki dziecka w rozumieniu emocji. Warto mówić o trudnościach. Aktywne poszukiwanie takich momentów w ciągu dnia, kiedy wspólnie można poprzyglądać się emocjom – swoim, innych ludzi – nazwać je zastanowić skąd się biorą różnice, czy wykorzystanie własnych historii, filmów, programów w TV, wizyt w muzeum – do rozmów o emocjach będzie dobrze procentowało. Dobrym pomysłem jest też prowadzenia dziennika – pamiętnika emocji. Można nawet robić to wspólnie i potem porównywać swoje zapiski – kiedy Wasze emocje były podobne, a kiedy zupełnie się różniły. Rozmowa o tym, dlaczego tak się działo? Co pomagało, a co utrudniało wyciszenie się to emocjonalne ABC. Nowe technologie mogą być sprzymierzeńcem w tej edukacji – warto poszukać książek, filmów czy gier komputerowych, które pozwolą budować kompetencje społeczne i emocjonalne.
Co w przypadku przeżywania silnych emocji może być skuteczne? Wiemy już, że to myśli działają na nasze emocje ale powiedzenie „nie zadręczaj się w ten sposób”, czy „nie bój się”
zadziała na krótko. Jednak już wewnętrzny dialog/dialog z przyjacielem nt.: co nas przeraża, czego się boimy, co mogę zrobić, żeby bać się mniej, na ile to jest realne, jakie jest prawdopodobieństwo, że wydarzy się coś strasznego okazuje się być bardzo pomocny. Niektórym bardzo pomaga w przeżywaniu silnych emocji alokacja uwagi – w przypadku dzieci, opowiedzmy im o tym. Stosujmy tę technikę uważnie. Ona nie jest tożsama z zaprzeczaniem uczuciom i emocjom – ma służyć uldze i skracaniu czasu przeżywania trudnych stanów. Wszelkie treningi uważności, czy relaksacji, rozpoznawania swojego stanu pobudzenia, czy napięcia, wyznaczanie czasu na zamartwianie, rozmowa – tego warto doświadczyć z dzieckiem i sprawdzić, czy działa czy nie. I jeszcze jedna metoda
PRZYTULANIE (Social Relationships and Health, Sheldon Cohen, Carnegie Mellon University, November, 2004, American Psychologist), która przynosi wymierne korzyści nie tylko w przypadku regulacji stanów emocjonalnych!
Dziecko w "paczłorku"
Dziecko w „paczłorku” – z czym mierzy się dziecko w paczłorkowej konstelacji rodzinnej i jak pomóc mu w radzeniu sobie ze skomplikowanymi relacjami i uczuciami, jakich w takim układzie doświadcza
Rodzina daje siłę. Rodzina jest najważniejsza. Każde dziecko powinno mieć mamę i tatę – tak dla niego jest najlepiej. To tylko przykłady stwierdzeń, które uruchamiają się w publicznym dyskursie, kiedy pojawia się słowo rodzina, czy wychowanie. I nie jest celem tego artykułu podważanie, czy dyskutowanie z nimi, ale raczej zastanowienie się, co się dzieje w sytuacji, kiedy prócz mamy i taty w rodzinie jest jeszcze macocha, ojczym, przyrodnie rodzeństwo, czy dodatkowi dziadkowie. Czy taka rodzina też daje siłę, czy jest najważniejsza? Kto w tej układance rodzinę stanowi, a kto nie? Jak żyje się w rodzinie paczłorkowej – co sprawia, że to jest łatwe lub trudne zadania dla funkcjonujących w niej dzieci.
Łatwiej pewnie odpowiedzieć na tak postawione pytania, kiedy najpierw spróbujemy określić, do czego dziecku potrzebna jest rodzina i jaka rodzina wydaje się być najlepsza?
Nie jest łatwo zdefiniować rodzinę tak, aby odnosiła się do wszystkich kultur czy subkultur i okresów historycznych. Istnieje wiele form życia rodzinnego (Coontz, 2000). I jak pokazuje M. Sikorska (2019) nawet w Polsce część z nas jest gotowa przyjąć, że rodziną może być starsza pani mieszkająca z kotem. Nasz stereotypowy wizerunek rodziny: mama, tata, dwójka dzieci reprezentował w Stanach Zjednoczonych w latach sześciesiątych ok. 50% amerykańskich gospodarstw. Pod koniec lat 90-tych było to 12% (Hernandez, 1997). Jedna z definicji rodziny mówi, że rodzinę stanowią dwie lub więcej osób, związane urodzeniem, małżeństwem, adopcją LUB wyborem, odczuwające więzi emocjonalne i mające wobec siebie obowiązki (Allen, Fine i Demo, 2000). W rodzinie, rodzice wpływają na swoje dzieci, ale i dzieci wpływają na zachowania i praktyki wychowawcze rodziców. Rodzina to złożony system społeczny – sieć wzajemnych relacji i sojuszów, które nieustannie ewoluują i podlegają wpływom społeczności i kultury. To miejsce gdzie możemy się nauczyć te sojusze zawiązywać, podtrzymywać, dbać o siebie nawzajem, kochać. Z perspektywy rozwojowej, najważniejszą funkcją rodziny, niezależnie od kontekstu kulturowego, jest dbanie o młodych ludzi i właśnie ich socjalizacja – proces, w którym dzieci przyswajają poglądy, motywy, wartości i zachowania uważane przez starszych członków ich społeczności za istotne oraz odpowiednie. Uczą się żyć w rodzinie, relacji z rodzeństwem, relacji bliskości, budowania związków partnerskich, uczą się miłości. Oczywiście rodzina jest jedną z wielu instytucji zaangażowanych w proces socjalizacji ale przez szereg lat podstawową i najważniejszą.
Kiedy obserwuje się dane na temat zmieniającego się systemu rodzinnego, uderza wzrastająca liczba kobiet pracujących będących matkami. Aż 63% kobiet posiadających dzieci poniżej 6 rż, pracuje poza domem. Dla porównania, w 1950 r było to jedynie12%. W 1960 roku 9% dzieci żyło z jednym rodzicem. Dziś jest ich już ok 27%. Ojcowie samotnie wychowujący dzieci stanowią 17 % rodziców samotnie wychowujących dzieci. 66% rozwiedzionych amerykańskich matek i 75 % ojców zawiera ponowny związek małżeński. Zmieniająca się struktura rodziny jest więc faktem. Nie zmienia się jednak to, że nawet najzwyczajniejsza rodzina jest systemem społecznym o wiele większym od sumy własnych części. A jeśli weźmiemy pod uwagę, że członkowie rodziny się rozwijają, relacje się zmieniają, a cała dynamika rodziny podlega wpływom kontekstu społecznego, w którym znajduje się rodzina, staje się całkiem jasne, że socjalizację w rodzinie można lepiej opisać nie jako dwukierunkową drogę miedzy rodzicami a dziećmi, lecz jako ruchliwe skrzyżowanie bardzo wielu ścieżek wpływu. I że im więcej tych skrzyżowań i powiązań – tym doświadczenie i „nauka” mogą być bogatsze.
Tymczasem, życie w rekonstruowanej rodzinie dla wielu jej członków stanowi wyzwanie. Również wyzwanie mentalne. Rodzice, którzy maja za sobą rozpad wcześniejszych związków, wchodzą w nową relację niejednokrotnie z wieloma obawami i lękami. Budując coś na nowo często żyją w poczuciu winy czy/i porażki. Zamartwiają się pytaniami, jak to wpłynie na dzieci, jak poradzą sobie z tą nietypowa rodziną – oni, ich bliscy, w końcu wszyscy „aktorzy” spektaklu. Warto więc przyjrzeć się temu zjawisku – co w modelu rodziny paczłorkowej jest inne, wyjątkowe – co jest trudne, a co może być jej zasobem.
NORMALIZACJA
Po pierwsze wydaje się dość istotne zmierzenie z mitem o typowości rodziny. Naprawdę trudno jest dziś o podanie jakiegoś jednego wzorca rodziny. Ludzie od zawsze rozstawali się, umierali, wychowywali samotnie dzieci, tworzyli rodziny jednopłciowe, wchodzili w nowe związki. W Narodowym Spisie Powszechnym w 2002 r. po raz pierwszy zarejestrowano rodziny zrekonstruowane. W 107,7 tys. rodzin przynajmniej jedno z dzieci nie było dzieckiem wspólnym aktualnych opiekunów (rodziny zrekonstruowane), z czego 73,3 tys. tych rodzin stanowiły małżeństwa, a 34,4 tys. – partnerzy z dziećmi. W omawianych rodzinach wychowywało się 226,7 tys. dzieci w wieku poniżej 18 lat, z tego 130,6 tys. (tj. 57,6%) stanowiły dzieci, dla których była to rodzina zrekonstruowana. Pozostałe dzieci były dziećmi wspólnymi małżonków lub partnerów (GUS, 2003). W Narodowym Spisie Powszechnym z 2011 r. nie powtórzono powyższej analizy, ale z danych dotyczących liczby i struktury zawieranych małżeństw można wnioskować, że liczba rodzin rekonstruowanych zwiększa się. Maleje odsetek pierwszych małżeństw, a zwiększa się udział małżeństw powtórnych zarówno dla jednego małżonka, jak i obydwojga małżonków. (dane z przygotowanego przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę raportu o zagrożeniach bezpieczeństwa i rozwoju dzieci w Polsce „Dzieci się liczą 2017”). Te liczby robią wrażenie – pokazują, że sytuacja kiedy ma się „dwóch tatów” staje się codziennością potężnej grupy dzieci.
To ważna refleksja. Ważna, ponieważ badania psychologiczne pokazują, że życie w poczuciu wyjątkowości, unikatowości czy wręcz nienormalności sytuacji dla większości jest przeciążające. Normalizacja sytuacji zmniejsza na ogół napięcie i pozwala się lepiej zaadaptować. „Jeśli im się udaje – mnie też może się udać”. Wiara w możliwy sukces przedsięwzięcia, może ten sukces ułatwić – choć z pewnością nie wystarczy. Jednak w takiej sytuacji można przekierować własne zasoby poznawcze z radzenia sobie z sytuacją wyjątkową, na czerpanie korzyści. Kiedy rodzice nie żyją w poczuciu winy, lęku przed konsekwencjami swoich decyzji, łatwiej im spojrzeć na sytuację trochę z zewnątrz. Jest wtedy szansa, że zobaczą rozmaite bonusy swojej sytuacji.
SIEĆ SPOŁECZNA
Mówi się, że do wychowania dziecka potrzebna jest wioska. W tym stwierdzeniu jest sporo racji. Badania nad jakością życia w rodzinie pokazują, że najtrudniejszą sytuację mają dzieci wychowywane przez samotnych rodziców, z małą siecią społeczną. Wiele badań pokazuje, że dzieci wykazują lepsze przystosowanie psychiczne jeśli zostały wychowane w gospodarstwach domowych składających się z rodziny wielopokoleniowej, niż w odizolowanych rodzinach nuklearnych, w skład których wchodziło jedynie dwoje rodziców (Al. Awad i Sonuga-Barke, 1992). Oczywiście najlepszy dla rozwoju model rodziny będzie zależał od potrzeb danej rodziny, ale i od wartości dla niej istotnych. Jednak im więcej osób do kochania naszego dziecka, dawania mu wsparcia czy pokazywania różnych modelów życia, tym dla niego lepiej.
Rodzina rekonstruowana z założenia jest większa – jej członkowie będą mieli różne kompetencje i zasoby z których dziecko może korzystać. Tata jest świetny w gotowaniu, partnerka taty doskonale jeździ na nartach, mama genialnie tłumaczy matematykę, a partner mamy jest miłośnikiem opery – to daje możliwość doświadczenia wielu światów, wielu wymiarów. Może ułatwić dziecku poszukiwanie obszarów, które jemu będą sprawiać radość, poszukiwaniu pasji, czy miejsca w życiu. Mogą tę drogę ułatwić.
W sytuacji trudnej, wymagającej wsparcia, może okazać się, że taka rodzina ma w swoich szeregach kogoś, kto tego wsparcia udzieli (korepetycje z matematyki czy posiedzenie przy chorym psie) lub zna kogoś, kogo o to wsparcie można poprosić. Współczesne badania nad polską, nuklearną rodziną (Sikorska, 2019) pokazują, że większość rodziców czuje się samotna, odizolowana od korzeni, nie mają wsparcia ani w instytucjach ani tym bardziej członkach rodziny– możliwość korzystania z dostępnych tak bogatych zasobów rodzin rekonstruowanych jest więc nie do przecenienia! Warunkiem jest jednak zaakceptowanie faktu poszerzenia rodziny przez wszystkich jej członków, bez nadmiernego gloryfikowania tzw. „swoich” , bez poczucia winy czy krzywdy.
ZRÓŻNICOWANE MODELE, WZORCE WYCHOWAWCZE, ZASADY
Często rodzice obawiają się, że doświadczenie życia w paczłorku jest trudne, bo dziecko musi się mierzyć z różnymi wartościami, wzorcami, modelami wychowawczymi. Tymczasem, w typowych rodzinach rzadko jest tak, że mama i teta maja taki sam styl wychowawczy i podzielają wspólne wartości – przychodzimy bowiem z różnych środowisk inne doświadczenia nas ukształtowały – różnimy się. Pamiętajmy, że dzieci z tą różnorodnością będą spotykać się też poza rodziną. Ważne, żeby o tym z nimi rozmawiać, opowiadać, co dla nas jest najważniejsze, dlaczego gdzie indziej mogą panować inne wartości i co jest dla nas niezbywalne, a co możemy modyfikować. Bądźmy ciekawi zdania dziecka. Ze starszym, próbujmy redefiniować zasady i oglądać konsekwencje tych zmian.
NIE JESTEŚ MOIM OJCEM!
W paczłorku czasem rodzi się dylemat, kto może wychowywać (najczęściej w kontekście wymierzania kary czy wyciągania konsekwencji☺) dziecko. Pojawia się pokusa wprowadzenia zasad: „każdy wychowuje swoje biologiczne dziecko, wspólnie wychowujemy wspólne”. Taki podział jednak często prowadzi do silnych konfliktów i napięć. Nie tylko między partnerami, ale i między dziećmi – różne traktowanie jest pierwszym powodem do napięć i kłótni. Łatwiejsze jest przyjęcie norm dla rodziny, czy domu. Jeśli żyjemy razem, dorosły staje się opiekunem dziecka – bierze za nie odpowiedzialność. Pomocne może być uzmysłowienie sobie, że tak skonstruowany jest świat zewnętrzny. Kiedy jestem w muzeum, nie dotykam eksponatów. I choć w domu mogę dotykać wszystkiego, to akceptuję tę zasadę i rozumiem, że strażnik może mi zwrócić uwagę, choć nie jest moim rodzicem. Warto o tym pamiętać – naszym dzieciom uwagi dotyczące zachowania mogą dawać inni ludzie, nie tylko rodzice. Jeśli to zrozumiemy i zaakceptujemy, sytuacja w której partner mamy zwraca uwagę nie swojemu biologicznie dziecku jest naturalna i zrozumiała i nie oznacza, że próbuje wejść w rolę ojca biologicznego. Ta jest bowiem jedyna w swoim rodzaju. Jeśli zachowanie dziecka narusza mój dobrostan – mam prawo reagować. Oczywiście pytanie jak to robię – choć to już inny watek. Ważne jednak, abyśmy starali się być w tym sprawiedliwi i przewidywalni.
NIE LUBIĘ GO….
Sytuacja robi się trudniejsza, kiedy dorosły uświadamia sobie, że dziecko partnera nie wzbudza pozytywnych uczuć. Jest trudne, krnąbrne i na dodatek przypomina swojego rodzica biologicznego, za którym nie przepadamy. W takiej sytuacji pomocny jest „pakt o nieagresji”. Odpowiedzialność za relację oczywiście jest po stronie dorosłego, ale możemy ustalić nasze wspólne granice – szanujemy się, nie musimy się lubić. Jeśli dziecko potrzebuje pomoc ZAWSZE jej udzielamy.
RODZEŃSTWO
Rywalizacja w rodzeństwie, panująca między nimi atmosfera współzawodnictwa, zazdrości i urazy – pojawia się wraz z nowym bratem lub siostrą – w każdej rodzinie. W rodzinie rekonstruowanej często tych braci i sióstr jest więcej. Konfliktów może być zatem również więcej. Proces ten osłabiają ufne relacje z rodzicami, uwaga i miłość oraz utrzymywanie stałych zwyczajów. Zachęcanie przez rodziców do poznawania potrzeb innych dzieci, mentalizacja, również wpływa na lepsze zrozumienie i zacieśnianie więzi. Warto jednak pamiętać, że nawet w najlepszych relacjach konflikt jest normalny. Judy Dunn (1993) donosi, że liczba drobnych potyczek między młodym rodzeństwem może wynosić aż 56 na godzinę. A kiedy dzieci jest więcej….Co zrobić, żeby jednak było ich mniej? Rodzeństwo będzie miało większą szansę na dogadanie o ile ich rodzice się dogadują – zarówno ci pozostający w relacji, jak i byli partnerzy. Im bardziej rodzice są w stanie się porozumieć i porzucić konflikty na rzecz dobra dziecka, tym adaptacja łatwiejsza. Ważne też, abyśmy obserwowali siebie i swoje zachowanie. Zadawali sobie pytania, czy unikamy faworyzowania któregoś z dzieci. Czy dbamy o czas w relacji jeden na jeden, w którym możemy dać 100% uwagi każdemu dziecku. Badania pokazują, że dzieci cenią sobie relacje z rodzeństwem. Nawet przyrodnim. Nikt nie zrozumie naszych silnych emocji w stosunku do rodzica lepiej niż brat czy siostra.
PARTNERZY
Nowy związek jest szansą na to, że pokażemy naszym dzieciom jak być w dobrej, dającej wsparcie i miłość relacji. Nauczymy je jak się kłócić, ale i jak się godzić. Jak negocjować, ustalać zasady, planować wspólny czas, dbać o siebie. Większość badań nad dobrostanem dziecka w rodzinie pokazuje, że rośnie on wtedy, kiedy rośnie u rodziców satysfakcja ze związku. I to jest bardzo ważne zadanie. Bo w paczłorku sytuacji zapalnych, potencjalnych konfliktów i trudności jest więcej niż w typowej rodzinie – więcej ludzi, więcej ścieżek rozwojowych i więcej potencjalnych zakrętów. Dlatego tak ważne jest aby szczególnie czujnie dbać o relacje z partnerem, budować swoje zasoby, by mieć siłę na mierzenie się z trudnościami.
ZNIKAJĄCY CZŁONKOWIE
Czasem zdarza się tak, że pomimo wysiłków nie udaje się utrzymać nowej rodziny. Rozstanie jednak powinno dotyczyć partnerów a nie dzieci. Wiele z nich zbudowało bowiem silną, istotną więź z przyrodnim rodzeństwem, z ojczymem czy macochą. Przy kolejnym rozstaniu często dorośli sądzą, że nie muszą utrzymywać relacji z dziećmi byłych partnerów. Tymczasem niejednokrotnie jest to rana, której bardzo trudno się zagoić. I to znów po stronie dorosłego powinien być obowiązek i inicjatywa zadbania o tę relację.
NIC NA SIŁĘ – DAJMY SOBIE CZAS I PRZESTRZEŃ
Nie oczekujmy, że wszystko od razu świetnie się ułoży. Lub, że nie pojawią się kłopoty, bo o wszystko zadbaliśmy i świetnie się wszyscy dogadujemy. Rozwój ma to do siebie, że bywają w nim górki i głębokie doły, czasem okresy stabilizacji. Niektórzy członkowie nowej rodziny będą potrzebowali więcej czasu i przestrzeni dla siebie, aby się w niej odnaleźć. Dajmy ją, z ufnością, że pomimo różnych doświadczeń, potrzeb i celów, możemy w pewnym momencie zbudować silną, dającą sobie wsparcie rodzinę – najlepszy posag dla wszystkich dzieci.
Konwencja Praw Dziecka
Na zakończenie warto przytoczyć dokument, z którego my Polacy możemy być szczególnie dumni. Konwencję o prawach dziecka. Konwencja o prawach dziecka (ang. Convention on the Rights of the Child) to międzynarodowa konwencja przyjęta przez Zgromadzenie Ogólne ONZ 20 listopada 1989 r. Dokument ten obowiązuje we wszystkich państwach świata z wyjątkiem USA. W roku 1978 Polska zaproponowała Komisji Praw Człowieka ONZ uchwalenie Konwencji i przedstawiła jej wstępny projekt. Konwencja opiera się na 4 podstawowych zasadach:
- dzieci mają prawo do rozwoju we wszystkich aspektach swego życia (rozwój fizyczny, społeczny, duchowy, psychologiczny)
- dzieci nie wolno dyskryminować ze względu na rasę, kolor skóry, płeć, język, religię, pochodzenie narodowościowe, etniczne czy społeczne
- dobro dziecka należy stawiać na pierwszym miejscu
- dzieci powinny mieć zapewnione uczestnictwo w decyzjach dotyczących ich życia
Jeśli tylko dzieci, niezależnie w jakiej przyjdzie im żyć rodzinie, będą miały zapewnione te podstawowe prawa, ich rozwój będzie bezpieczny.
Konflikt z rodzicami
Okres adolescencji nie bez powodu nazywany jest potocznie okresem burz i naporów. Większości z nas kojarzy się właśnie z nieustającymi kłótniami, konfliktami, napięciami czy wybuchami silnych, spektakularnych emocji. I te wspomnienia są wspólne dla rodziców i ich nastoletnich dzieci. Zapytani studenci USWPS pierwszego i drugiego roku (350 osób) czy często kłócili się ze swoimi rodzicami jako nastolatkowie, odpowiedzieli twierdząco w 75% przypadków. Tylko 21% spośród nich nie miało lub bardzo rzadko miało tego typu kłopoty.
Dlaczego tak się dzieje?
Zanim pojawi się odpowiedź na to pytanie, warto przypomnieć, że okres ten, obfitujący w liczne zmiany (w wyglądzie zewnętrznym, reaktywności emocjonalnej, dojrzałości biologicznej, chronotypie) jest czasem przejścia – od dzieciństwa ku wczesnej dorosłości. Z przejściem tym wiąże się niejednokrotnie poczucie wykorzenienia, wyobcowania. Stare schematy działania i myślenia, również o sobie, przestają być adaptacyjne, a nowe jeszcze nie powstały. Potrzeba do tego „powstania” wielu nowych doświadczeń, gotowości i możliwości do eksplorowania wielu nowych środowisk i obszarów funkcjonowania. To bywa trudne, a czasem niebezpieczne. Okres adolescencji nie jest jednak czasem jednorodnym. Między 11 a 14 rokiem życia, spada poczucie własnej wartości, mówimy o tzw. etapie przejściowym, to czas asymilacji nowych doświadczeń, któremu towarzyszy wyraźnie zachwiana równowaga psychiczna. To skutkuje większą liczbą konfliktów (głównie z rodzicami). Niejednokrotnie okres ten porównuje się do czasu 2-3latka, z jego negatywizmem, potrzebą niezależność. Jednak nadal, tak jak u 3 latka, to rodzice są bezpieczną bazą. Nastolatka cechuje bardzo specyficzny egocentryzm, objawiający się poprzez dwa zjawiska:
1) wyobrażone audytorium – „inni darzą moje myśli i zachowania taką samą uwagą”
2) osobista legenda – „moje uczucia i idee są unikatowe, jedynie ważne, nikt nigdy takich nie miał i mieć nie będzie”
Z tym sposobem widzenia świata trudno więc dyskutować. Jeśli żyję w przekonaniu, że każdy mój ruch, moja myśl, grymas twarzy zajmuje wszystkich wokół i podlega ocenie (a współczesny nastolatek paradoksalnie ma na to dowody w postaci „likeów” w mediach społecznościowych), poziom napięcia rośnie (no nikt nie lubi być stale „na cenzurowanym”). Niezwykła siła emocji, ich złożoność (co wiąże się z procesem dojrzewania OUN i struktur za te emocje odpowiedzialnych) powoduje, że młody człowiek nie wątpi w swoją ocenę sytuacji – jeśli coś tak silnie czuję, to musi być prawdziwe. Stąd już tylko krok do konfliktu. Kiedy szuka się przyczyn tych konfliktów, pewne obszary się powtarzają. Na 350 zapytanych przeze mnie studentów (w wieku 20-35 lat) o wspomnienia z czasów nastoletnich konfliktów, ponad 85 spośród nich wskazało na problemy związane ze szkołą. W większości przypadków problemy te dotyczyły stosunku do obowiązków, ale też pojawiły się głosy związane z lękami rodziców z nadmierną obowiązkowością nastolatka. Często też rodzice niepokoili się wyborami i przyszłością (wybór/zmiana liceum, zmiana profilu, utrata zainteresowań określonym przedmiotem). Druga wyraźna kategoria obszarów konfliktowych to obowiązki domowe (65 odpowiedzi). Inne kategorie to:
- Zaburzenia odżywiania, nadużywanie alkoholu, papierosów, innych
- Późne powroty, nie przestrzeganie reguł i zasad, bycie dorosłym na własnych zasadach
- Wyjścia ze znajomymi/ znajomi
- Zmian w zachowaniu i wygladzie (tego co i jak mówię, jak manifestuję emocje)
- Wolny czas/izolacja/komputer
- Tożsamość/Wartości/poglądy/religia
- Samodzielność i odpowiedzialność kontrola
- Sprawy rodzinne (młodsze/strasze rodzeństwo, rozwód, separacja, choroba rodzica, nowy partner)
- Przemoc ze strony rodziców
- Inne
Konfliktom tym towarzyszą bardzo różne, ale i bardzo silne emocje. Pytani studenci najczęściej wskazują na: złość, wściekłość, gniew (te odpowiedzi pojawiły się u ponad 50% respondentów), strach, że rodzice przestaną kochać, że nikt mnie nie rozumie, rozpacz, dojmujący smutek, pustka, samotność, poczucie niezależności, duma, niezrozumienie, że oni nie rozumieją, a czasem chodziło po prostu o to, żeby w ten sposób wyregulować emocje (blisko 15%).
Wzrost liczby konfliktów między młodymi nastolatkami a rodzicami jest systematycznie dokumentowany w wielu badaniach zarówno psychologicznych, socjologicznych czy pedagogicznych. W tym czasie nastolatki i rodzice coraz częściej wchodzą sobie w drogę i staja się coraz bardziej wobec siebie niecierpliwi. Pomimo tych konfliktów, relacje nie ulegają zniszczeniu. Dotyczyć to może tylko ok 5-10 % rodzin. Ta tymczasowa niezgoda nie jest do końca czymś negatywnym. Ze względów rozwojowych jest zjawiskiem pożądanym (Steinberg, 1990). Jest częścią procesu indywidualizacji i separacji. Co ciekawe można zaobserwować podobny rodzaj konfliktu u młodych naczelnych.
Warto pamiętać, że przyczyny konfliktów leżą nie tylko po stronie biologicznego dojrzewania nastolatków, ale również związane są z postawami rodziców (nadmierna kontrola autorytarny styl wychowawczy).
Od 15 roku życia, kiedy mówimy o późnej adolescencji u większości młodych ludzi, stopniowo wzrasta poczucie własnej wartości. Zaczyna się etap konsolidacji nowych przekonań, sądów, wiedzy na swój temat ale i świata. Stopniowo pojawia się względna równowaga psychiczna, co będzie skutkowało w większości przypadków mniejszą liczbą konfliktów. Oczywiście mówimy tu o „przeciętnym” nastolatku. Nasz osobisty, może przechodzić to wszystko z właściwą tylko sobie dynamiką. Wiele będzie zależało od naszych relacji – a właściwie od tego, jakie one były wcześniej. Jeśli dobre, prawdziwe i głębokie – zaciśnijmy zęby, trudności miną same. Jeśli jednak nie było dobrze, a teraz mamy pomysł na budowanie dobrej relacji….poczekajmy cierpliwie i nie frustrujmy się tym, że nie wychodzi.
Co ciekawe, z perspektyw, 43,7% biorących udział w ankiecie studentów inaczej ocenia swoje konflikty z rodzicami. Nie zmieniło zdania na temat destrukcyjności konfliktów i niewłaściwej postawy rodzica 39,3% respondentów. Pozostali mówią „to skomplikowane”.
Najważniejsze zadanie rozwojowe stojące przed nastolatkiem jest osiągniecie dojrzałego i zdrowego poczucia autonomii – zdolności do podejmowania samodzielnych decyzji, radzenia sobie z życiem i jego wyzwaniami bez konieczności polegania na innych ludziach. Jeśli ma się im udać jako dorosłym, nie mogą biec do rodziców po „przytulasy” po każdym niepowodzeniu. Nie mogą polegać na rodzicach, by odwozili ich do pracy, mówili, w co się do tej pracy ubrać i przypominali o obowiązkach i zadaniach. Potrzebują doświadczeń, sprawdzenia się w samodzielności i mierzenia z konsekwencjami w poczuciu, że rodzic – ta bezpieczna baza – pomoże kiedy zostanie o to poproszony.
Nastolatki w relacji z rodzicami mają do wykonania dwa z pozoru sprzeczne zadania: uniezależnić się, a jednocześnie zachować poczucie związku z nimi. Te zadania tylko z pozoru wydają się być ze sobą w sprzeczności.
Okres dorastania dzieci bywa bardziej stresujący dla rodziców. Tracą kontrolę i wzrasta ich poziom lęku o bezpieczeństwo. Te konflikty się jednak opłacają – wzrasta autonomia, a przywiązanie do rodziców tymczasem jest równie silne. Badania Mary Levitt i jej zespołu z 1993 r w różnych grupach etnicznych wśród dzieci 7, 10 i 14 letnich pokazały, że niezależnie od wieku, to rodzice i inni członkowie najbliższej rodziny są tymi osobami, które „najmocniej przez nie kochane i najmocniej je kochają”. Holenderskie badania pokazują, że w okresie 15-16 lat przywiązanie do rodziców nieznacznie słabnie , ale potem znowu wzrasta. Dobre poczucie nastolatka jest silnie skorelowane z przywiązaniem do rodziców a nie do przyjaciół.
Jak więc przetrwać i co robić?
Słuchać, być, rozmawiać o konsekwencjach, pozwolić na błędy i cierpliwie czekać. A potem podziwiać samodzielnego i dojrzałego młodego człowieka.
KONFLIKTY Z RODZICAMI
Przykłady wypowiedzi studentów (ankieta z dn. 19 stycznia 2021r. studenci USWPS, I i II rok N=350):
Czego najczęściej dotyczyły te konflikty?
„Te konflikty najczęściej dotyczyły mojego towarzystwa, które zawsze było ode mnie starsze o co najmniej 1 rok, a zwykle o 2 lata (jestem rocznik 2000, a wszyscy w klasie na całym etapie edukacji byli 1999 lub 1998). Chciałam więcej, niż powinnam w wieku 15,16 lat. Pozwalałam sobie na więcej, niż powinnam. Nie przychodziłam do domu na noc bez uprzedzenia, nie odbierałam telefonu, nie mówiłam o moich planach. Byłam nieprzewidywalna i porywcza. W pewnym momencie pod wpływem grupy zaczęłam testować różne używki, co skończyło się sprawą na policji, w sądzie i nadzorem kuratora. To zniszczyło moje relacje z rodzicami a pogłębiało to to, że w dalszym ciągu miałam kontakt z moją grupą, która miała na mnie ewidentnie destrukcyjny wpływ. Zmieniło się to nie pod wpływem rodziców ani ich gróźb a po prostu w pewnym momencie sama sobie uświadomiłam jakie to ma dla mnie znaczenie i że nie chcę w taki sposób żyć. Wtedy z uczennicy, która zawsze miała średnie albo słabe oceny podskoczyłam tak, że skończyłam szkołę średnią z czerwonym paskiem, bo w ostatnim roku tak się postarałam, że miałam ze wszystkiego same 5 i 6. Ta tendencja utrzymuje się do dziś i z perspektywy czasu jestem wdzięczna za to co było, bo odkryłam siebie oraz to co chcę w życiu a czego na pewno nie chcę. Na pewno pomógł mi w tym również mój obecny partner, którego poznałam w wieku 17 lat i który uświadomił mi wiele rzeczy. W tym momencie planujemy razem wspólne życie – mieszkanie, ślub i przyszłość.”
„czepiali się, że jestem leniem…..ja wtedy bardzo ciężko pracowałam, robiłam co mogłam, nikt mi nie wierzył….”
Czy pamiętasz, jak te konflikty, jeśli się pojawiały na Ciebie wpływały?
„Myślę że po części negatywnie, a po części pozytywnie. Sprawiały one, że bardziej umacniałem się w swoich przekonaniach. Negatywnie bo czułem niezrozumienie ze strony rodziny.”
„Zwłaszcza konflikty z jednym z rodziców miały na mnie ogromny, negatywny wpływ. Znacznie wpłynęły na ukształtowanie się mojej samooceny”
„Po prostu wpadałam w wściekłość, oddaliłam się tez od rodziców, ponieważ nie potrafili zrozumieć że zmiany są naturalne i nie radzili sobie z nastoletnim dzieckiem.
„Zazwyczaj analizowałem całą sytuację, wprowadzały mnie one do głębokich przemyśleń oraz poczucia bezsilności.”
„Za każdym razem można było coś wyciągnąć pozytywnego z tych konfliktów. Nigdy nie były one bez powodu i nie miały żadnych konsekwencji. Czasami miałem wrażenie, że w taki sposób zacieśniamy nasze relacje czy skłaniały mnie do większej odpowiedzialności.”
„Byłam wściekła, bardzo często płakałam, tamte problemy były dla mnie bardzo poważne, uważałam, że jestem nierozumiana, miałam ciągle wrażenie że traktują mnie jak dziecko, nie mają zaufania, ciągle towarzyszyło mi poczucie „chowania mnie pod kloszem””.
„Po kłótniach często analizowałam wszystko w myślach i próbowałam wymyśleć więcej argumentów, które potwierdzałyby słuszność mojej tezy, która była przyczyną konfliktu. W konsekwencji jeszcze bardziej nakręcałam swoją złość i czułam większy dystans do rodziców. Traktowałam ich jako ludzi, którzy chcą żebym czuła się źle i w żaden sposób nie wynikało to z ich troski tylko z uprzykrzania mi życia. Tak wtedy myślałam… Teraz oczywiście moje zdanie na ten temat bardzo się zmieniło.”
„Zamykałem się na długi czas w pokoju. Jedne wakacje spędziłem nie odchodzą praktycznie od komputera, poznałem tam ludzi, którzy pomogli mi z tym wszystkim, jakoś to przejść. Ludzie których poznałem, odwracali moja uwagę od problemów i pozwalało mi to odpocząć.”
Co, Twoim zdaniem, robili w tych sytuacjach (rodzice :)) co spostrzegasz dziś, jako dobre zachowanie?
„Teraz ich rozumiem, ciężko im było i dalej jest wyjść poza wyuczone schematy, chociaż coraz częściej otwierają się na nowości które przynosi na życie to dalej zazwyczaj trzymają się zwyczajów i przedawnionej wiedzy.”
„Tak jak wyżej napisałem odróżniali ważne rzeczy od nieważnych i odpowiednio się do nich odnosili.”
„Moja mama zawsze mnie mocno wspierała, nigdy nie kładła na mnie nacisku ani presji jeżeli chodzi o naukę. Miała do mnie duże zaufanie, mimo kłótni sprawiła że zawsze wiedziałam, że mogę do niej przyjść. W końcu zapisałyśmy się na terapie. :)”
Trudno mi przytoczyć takie zachowania, uważam że dali mi dużą lekcje na przyszłość pt. „jak NIE kłócić się z dzieckiem” oraz od jakich błędów stronić. W naszych sporach było zbyt dużo sporu, zbyt mało rozmowy, kompromisów. Mam wrażenie, że każdy konflikt kończył się czymś „sztywnym” nigdy nie było szansy na wynegocjowanie jakiejś innej opcji coś w stylu „NIE BO NIE I KONIEC”. Mimo tych błędów uważam, że rodzice wychowali mnie na bardzo dobrego człowieka, bardzo dużo musiałam przepracować w głowie sama, być może to własnie był ich klucz do sukcesu 😀
Wydaje mi się, że koniec końców pozwalali mi na podjecie własnej decyzji chociaz jak na to teraz patrze wydaje mi się, że było to objawem odpuszczenia sobie.
Kazali mi wyjść do swojego pokoju (wtedy zwykle byłam wściekła, ale teraz widzę, że pozwalało mi to na uspokojenie się i wrócenie do rozmowy już nieco bardziej spokojnie), pozwalali mi się wypowiedzieć i nie karali mnie za wyrażenie swojego zdania (jedynie zaznaczali, że sposób w jaki to robiłam był nieprawidłowy).
Jaką radę dałbyś współczesnym rodzicom nastolatków, którzy są w konflikcie ze swoim dzieckiem?
Próbujcie zrozumieć własne dzieci, nie każda „droga” życia jest idealna i ta „jedyna”. Nie ma jednej drogi na przeżycie życia „dobrze”.
Żeby nie dolewać oliwy do ognia i nie wdawać się dalej z dzieckiem w dyskusję, kiedy jest już w bardzo gniewnym stanie, tylko poczekać, aż emocje opadną, przytulić i potem spróbować jeszcze raz na spokojnie porozmawiać.
Spróbować porozmawiać z dzieckiem, bo bez rozmowy niczego się nie osiągnie. Jeżeli dziecko nie będzie chciało przeprowadzić rozmowy, spróbować wygłosiić monolog i poczekać na reakcje
Myślę, że potrzebna jest spora otwartość i może więcej dystansu do tego, co wydaje im się słuszne. Gotowość na najbardziej niespodziewane zachowania ze strony dzieci i dużo dużo zaufania. To wszystko to jest też ogromna praca na wcześniejszych etapach rozwoju. Myślę, że ważna jest relacja z rodzicami, żeby też dziecko chciało im ufać, bo wtedy nie będzie potrzeby, żeby rodzice stosowali nakazy czy zakazy , a bardziej rady. Żeby ta relacja zmieniała się z opiekun – dzieciak, na relację partnerską. Rodzice muszą dać przestrzeń dziecku do ukształtowania się jego tożsamości, jego poglądów. Muszą słuchać dziecka, uznając go jako już po prostu autonomiczną jednostkę. I też mówić do nastolatków z normalnej pozycji, a nie władczej. Powinni też patrzeć na to z odpowiednim dystansem, ale przy tym nie bagatelizować jego problemów.
By pytali ich dzieci jak oni rozumieli tą sytuację
Słuchać swoich dzieci i tego, co mają do powiedzenia. Ustalić zasady, których powinni się trzymać, ale zrobić to wspólnie z nimi.
Aby poluzowali lekko granice co dziecko może, a czego nie. Czasy się pozmieniały i coraz to nowe rzeczy można robić. Nie kotrolować wszystkiego w 100 procentach. Dać trochę zaufania.
Spotkania stacjonarnie i online
Jeśli potrzebujesz wsparcia skontaktuj się z nami :
Zadzwoń :